niedziela, 25 listopada 2012

Słowo do Słowa - Mt 4 - cz.2

Tekst główny Mt 4, 12-25

Mt 4, 12-13. 17
Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum(...) począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie».

Jan zostaje uwięziony. Prorok przestaje publicznie nauczać. Ludzie nie mają kogo słuchać. Głos wołająego na pustyni ucichł. Jezus więc to dzieło zapoczątkowane przez Jana kontynuuje. Jan mówił, że za nim idzie większy od niego i tak właśnie się dzieje. Jezus jest tym, który następuje po Janie. Jego słowa są proste. Wezwanie do nawrócenia nie pozwala na obojętność. Zmusza do zastanowienia się. Czy ja się muszę nawracać? Z czego? Ale tak konkretnie. Może z lenistwa? Może z unikania trudu? Może z tego jakimi słowami posługuję się w pracy? Może z tego jak się unoszę? Może z moich myśli i spojrzeń? Może z tego „o czym wstyd nawet pisać”?
Nawracajcie się. Nie nawróćcie, ale nawracajcie. Ciągle i nieustannie. Od nowa. Odnowa


Mt 4, 19-21
Rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał.

Będziesz rybakiem ludzi. Jak głupio i dziwacznie musiało brzmieć w uszach kogoś, kto całe dorosłe życie spędził w łodzi łowiąc ryby. Przecież ludzi się nie łowi. Łowienie to zarzucanie sieci. W sieci łapie się chyba tylko niewolników. A przecież Jezus nie wyglądał na takiego. Głosił w okolicy. Mieszkał gdzieś tam. Trochę z dziwnym tekstem wyskoczył, ale jednak zaryzykowali. Musiało coś w Nim być, że tak bez namysłu poszli. Dalej jest jeszcze lepiej. Synowie Zebedeusza siedzieli sobie z ojcem. Nagle na słowo Jezusa wstali i poszli. Tak po prostu ich „powołał”. Może równie dziwacznym tekstem. Ciekawe co sobie pomyślał ich ojciec jak go zostawili samego z robotą. Może nie spodziewał się, że poszli na ciut dłużej?
Czy mnie też Jezus tak powołał? Czy w tak „głupich” słowach potrafiłbym dostrzec Boże wezwanie? Będziesz naprawiał ludzi... Chyba niekoniecznie.. A może On ciągle próbuje do mnie dotrzeć, ale nie może, bo ja słucham tylko tych mądrych i porywających konferencji. Albo tylko kalkuluję wszystkie „za” i „przeciw”. A może po prostu trzeba wstać i iść za Nim? Trochę w ciemno...


Mt 4, 23
I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.

Jezus chodził sobie po okolicy. Głosił i nauczał lecząc. Czyli przedewszystkim głosił, a przy okazji leczył choroby i słabości. Słabości. Co to takiego jest słabość? Znam to aż za dobrze z własnej codzienności. Słabość na modlitwie. Słaba odporność na pokusy. Słaba wiara. Brak nadziei. Kulejąca miłość. Brak sił by z tą słabością walczyć. Choroba bierności i letniości.
Może przyjęcie nauki Jezusa jest lekarstwem na moje choroby? On głosi dobrą nowinę chorym, przy okazji uzdrawiając, a nie wzywa, żeby się leczyć samemu, a potem za nim iść.
A gdzie szukam lekarstwa na moje słabości? Czy „środki” które stosuje leczą? Czy tylko maskują chorobę jakimś przyjemnym uczuciem, a ból odkłądają na później?


Mt 4, 25
I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.

Galilea, czyli kraina, gdzie mieszkał. Kafarnaum, Nazaret. Dekapol, czyli dziesięć miast greckich, głównie na wschodzie od Jordanu i jeziora Genezaret. Jerozolima, czyli przeszło 100km dalej, Judea, czyli cała kraina w której Jerozolima leżała. Zajordanie, czyli po drugiej stronie Jordanu i morza martwego. Z rozległych krain ludzie szli za Jezusem. Skąd się wziął tam tak wielki tłum? A może to Ci sami, którzy przyjmowali chrzest od Jana? A może ta prosta nauka lecząca słabości tak się szybko roznosiła po okolicznych krainach? Może nie trzeba wcale mówić dużo, żeby ludzie chcieli słuchać? Może nie trzeba też zamieniać kamieni w chleb, żeby zaspokoić ich największy głód? Może wystarczy dobrze rozpoznać czego potrzebują tak na prawdę? Może trzeba najpierw się przypatrzeć człowiekowi i prawdziwie przejąć jego biedą i współczując zapalić się gorliwością głoszenia mu tej prostej, ale uzdrawiającej nauki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz