poniedziałek, 30 maja 2016

Słowo do Słowa - Mt 6 - cz.3 - Priorytety



Tekst główny Mt 6, 19-34


Mt 6, 20-21
Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.

Gdzie jest - tam będzie.
Gdzie jest mój skarb? O co najbardziej dbam w swoim życiu? Na czym najbardziej mi zależy? Na co najchętniej poświęcam swój czas? Co boję się stracić?
A może kogo?
Jeśli moim skarbem jest rozrywka, filmy, gry, muzyka, jeśli walczę o wolną chwilę, żeby ją następnie poświęcić na gapienie się w monitor, to czemu potem się dziwię, że nie wychodzi modlitwa, brakuje czasu, żeby się porządnie zająć obowiązkami, posługami.
Czemu się dziwię, że „jakoś nie mam do tego wszystkiego serca”?


Mt 6, 22-23
Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!

Światłem, bądź światłem z góry, nazywa się łaskę poznania. Jest to jakaś mądrość, zrozumienie czegoś, co pochodzi od Boga. Takim „przyrządem” poznawczym jest też oko. Patrząc poznaję świat. Widzę, jaki on jest. W oparciu też o to poznanie podejmuję działanie. Jak widzę, że pada, to zabieram parasol. Nie wchodzę na pasy jak widzę pędzące ulicą samochody.         
Jeśli patrzę zdrowym okiem to widzę prawdę o sobie. Widzę gdzie jest mój skarb tu na ziemi. Widzę też, że mógłby być w niebie. Zdrowe poznanie prowadzi do zdrowych wniosków i działania.
Natomiast jeśli moje oko jest chore to moje poznanie będzie nieprawdziwe. Będzie w jakiś sposób zaburzone. Nie będę w stanie dostrzec prawdy o sobie. Nie będę widział, że mój skarb jest na ziemi. Albo nie będę widział możliwości i potrzeby posiadania skarbu w niebie.
Będę zabiegał o to by mieć najnowsze gadżety, wypasiony komputer, najlepsze gry i filmy. Nie dostrzegając nawet, że to zżera mi cały czas, który mógłbym wykorzystać inaczej.

Może będę się łudził tym, że muszę ten skarb na ziemi zdobywać, żeby móc później go wykorzystać do zdobywania skarbu w niebie.

Na przykład będę gonił za nowymi konferencjami, kazaniami, rekolekcjami. Biegał po warsztatach, wykładach, sympozjach, bo przecież muszę się najpierw nachapać tej wiedzy, żeby potem móc ją dawać innym (nie mylić z: pragnę dawać innym, dlatego poszerzam swoją wiedzę). Najpierw muszę awansować i zarabiać kupę kasy, żeby móc te pieniądze dobrze wykorzystać.

Może po prostu uznam, że tak jest dobrze. Że ja chcę mieć jak najwięcej skarbów tu na ziemi. A te w niebie są nieistotne.

Jeśli więc poznaję tylko fragment prawdy, albo uznaję jakieś kłamstwo za prawdę, to moje światło jest w rzeczywistości ciemnością. Jakże wielka jest to ciemność, skoro będzie motywowała moje działania.


Mt 6, 25. 33
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? (…) Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.

Są rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze. Najważniejsze jest Królestwo niebieskie, dalej jest to co otrzymaliśmy od Boga i sami mamy na to ograniczony wpływ. Nasze życie, które możemy próbować przedłużać unikając chorób, zdrowo się żywiąc, ale ostatecznie nie możemy być pewni, że nasze zabiegi przyniosą efekt. Nasze ciało, które otrzymaliśmy, które pielęgnujemy, rozwijamy, dbamy o nie, ale też nie mamy pewności, że własnym wysiłkiem je utrzymamy w takim stanie jakbyśmy chcieli. Na samym końcu jest to wszystko co mamy, czego używamy. Pokarm, odzienie, narzędzia.
Życie jest ważniejsze niż pokarm. A życie wieczne jest ważniejsze niż życie doczesne.
Ciało jest ważniejsze niż odzienie. A dojście do zmartwychwstania ciała jest ważniejsze niż ciało doczesne.
Nie troszczcie się zbytnio. To nie to samo co: Nie troszczcie się wcale. Jezus niektórych wzywa do zupełnej zmiany życia, rzucenia wszystkiego i wyjechania na przykład na misje, albo do życia konsekrowanego. Ale nie wszystkich.
Natomiast wszystkich wzywa do tego, żebyśmy odpowiednio ustawiali swoje priorytety. Jak zatem mam je pozmieniać, skoro mój skarb jest na ziemi i opornie idzie mi szukanie i zbieranie skarbu w niebie?
Z jednej strony muszę ciągle badać swoje oko, czy aby na pewno nadal to co poznaję jest prawdą, żebym wiedział co jest moim skarbem. Dalej żeby moje serce nie było za mocno uwiązane tu na ziemi, to muszę oddawać swoje skarby ziemskie Bogu. Ja już nie chcę, żeby to był mój skarb. To mogą być przedmioty codzienne, narzędzia, ale już nie skarby. Jeśli On je przyjmie, to moje serce będzie mniej uwiązane na ziemi. Wtedy mogę się wznieść ponad to co ziemskie i szukać Królestwa Bożego.
Droga długa i ciężka. Samemu niewykonalna. Ale Bóg jest tym, który zabiera serce z kamienia ciążące ku ziemi a daje serce nowe, serce z ciała zdolne do działania, zdolne do dawania.

sobota, 14 maja 2016

Słowo do Słowa - Mt 6 - cz.2 - Ojcze nasz




Tekst główny: Mt 6, 9-13





Mt 6, 9 
„Ojcze nasz”

Nie Boże, nie Panie, a Ojcze. Bo jeśli wszyscy Boga nazywamy Ojcem, to jesteśmy braćmi. Ta modlitwa ma mi to przypominać już w pierwszych słowach.

„Niech się święci imię Twoje!”

Pierwsza prośba, najważniejsza, powinna najbardziej zaprzątać moją głowę. Niech imię Pańskie będzie pochwalone. Niby prośba a jednak uwielbienie. Od tego powinienem zaczynać moją modlitwę. Od uwielbienia Boga. Cóż innego może zrobić człowiek, kiedy spotyka się z Bogiem? W Starym Testamencie widząc wspaniałość Najwyższego by zawołał „widziałem Pana, teraz niechybnie umrę”, Nowotestamentalny woła „Niech się święci imię Twoje!”. Z drugiej strony to, że proszę Boga, aby Jego imieniu była oddawana cześć, pokazuje mi, że bez Jego pomocy nie będę w stanie uwielbiać. Mrówka spotykając na swojej drodze słonia może na niego patrzeć, ale wcale nie musi rozpoznać, że to żywa istota. Dostrzegając ze swojej pozycji tylko kawałek całości może go potraktować jak kolejną dużą rzecz na swojej drodze, którą trzeba okrążyć albo się na nią wdrapać. Mrówka ciągle spotyka coś co jest w porównaniu z nią wielkie.
Tak samo ja, mogę nie dostrzec Boga na swojej drodze. Jeśli On nie zechce dać mi się rozpoznać to będę widział zbiegi okoliczności, szczęśliwy traf, ślepy los. Dlatego muszę Go prosić, żeby dał mi siebie dostrzec, żebym go mógł uwielbiać.


Mt 6,10
„Niech przyjdzie królestwo Twoje”

Druga prośba, a jednocześnie pierwsza „tylko” prośba. Jezus całe swoje nauczanie skupiał na opowiadaniu ludziom o Królestwie. Czy to prośba o koniec czasu? Czy o śmierć? Czasem tak. Dla mnie jednak jest to prośba bym się nawrócił do Pana, żebym zakończył swoje panowanie i uznał Jego Królem mojego życia, żebym słuchał Jego głosu i wypełniał wolę, a w dalszej perspektywie, żeby cały Kościół Boży był takim właśnie królestwem, którego władcą jest sam Bóg.

„niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie.”

Trzecia prośba następuje bezpośrednio po drugiej. Jest w tym samym wersecie. Wola Boża ma się spełniać na ziemi tak samo jak się spełnia w Niebie. A jak się spełnia w Niebie? Całkowicie. Odkąd Szatan i jego Aniołowie zostali strąceni pozostały tam tylko wierne Bogu zastępy Aniołów i Świętych.
Na ziemi jest obecnie zamęt i niezgoda. Ludzie często podążają za wolą zupełnie przeciwną Bożej. Trzecia prośba jest wołaniem, aby nastał taki czas, kiedy wszyscy ludzie będą pełnili Jego wolę. „Bądź wola Twoja” to pragnienie by Jego królestwo objęło wszystkich ludzi. W gruncie rzeczy właśnie to jest wołanie o koniec czasu.


Mt 6, 11
„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;”

Prośba o chleb. O coś najbardziej podstawowego. Pokarm na każdy dzień. Ale nie tylko o jedzenie tu proszę, ale też o wszystko, czego potrzebuję codziennie by żyć. „Chleb powszedni” ma dla mnie jeszcze jeden wymiar. Przypomina mi, że Bóg chce do mnie przychodzić w tym, co jest dla mnie powszednie. W mojej codzienności, którą mam od Niego. Wszystko, co mam jest Jego darem. Chociaż to ja dokonuję wyboru, to i tak wybieram między Jego różnymi darami. I nie ważne, jakie miejsce wybiorę sobie na mieszkanie, to i tak On je stworzył, więc jest Jego darem. Nie ważne jaki kierunek studiów wybiorę. Bóg stworzył Matematykę, prawa fizyki, cały świat ożywiony i nieożywiony, kosmos, który możemy badać, ludzi, którym się przyglądają humaniści. Wszystkie nauki badają Jego stworzenie. Moja codzienność jest Jego darem. I w tej codzienności Jego imię ma się święcić. W tej codzienności ma nastać Jego królestwo, wzrastać i rozszerzać się na innych.


Mt 6, 12
„i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;”

Jezus zna doskonale moją kondycję, moje możliwości. Wie, że upadki są częścią mojej drogi. Wie, że potrzebuję Jego wybaczenia, żeby na nowo wyruszać. Wie też, że potrzebuję także wybaczać. To uczy miłości do drugiego człowieka i pozwala, choć w małym stopniu zrozumieć Bożą miłość do mnie. A miłość jest niezbędna by iść przez codzienność z Bogiem.


Mt 6, 12
„I nie dopuść, abyśmy ulegali pokusie”

Szósta prośba. Zły nie śpi. Tak pogmatwał ten świat, że na każdym kroku są jakieś pokusy. Ciągle coś nęci, żeby wybrać drogę łatwiejszą, na skróty. Jeśli mnie nie stać na kupno filmu, czy muzyki mogę ją przecież łatwo ukraść. Ściągnąć z internetu, albo tylko obejrzeć „online”.  Przecież mi się należy. Pokusa zachłanności. Pokusa łatwych przyjemności. Nie liczenia się z konsekwencjami swoich czynów. Używania innych osób do zaspokajania swoich zachcianek. Pokusa lenistwa i uciekania od obowiązków. Mój egoizm jest wielki i chętny do zaspokajania potrzeb czymkolwiek, co będzie proste, łatwe i przyjemne. Niestety najczęściej również bez żadnej wartości.
Nie dopuść Panie bym ulegał pokusie. Broń mnie. Wspieraj. Bym żył w tym świecie, ale nie był z tego świata.

„Zachowaj nas od złego!"


Zachowaj mnie Panie złego. Od wszystkiego, co nie jest dobre. Po co mam marnować swoje życie na coś, co nie jest dobre. Nie daj też bym cierpiał z powodu zła wyrządzanego przez innych.  W wersji tradycyjnej jest użyta forma zbaw ode złego. Słowa „od” w tej formie używa się chyba tylko w jednym przypadku „ode mnie”. W modlitwie poprawnie powinno być „zbaw nas od złego”. Ta forma zwraca moją uwagę, że słowa ostatniej prośby dotyczą również tego, żebym to ja nie wyrządzał krzywdy innym. Żeby Pan zachował mnie od zła, które jest we mnie. Żebym nawet, kiedy ulegnę pokusie, opamiętał się. Żeby zło nie panowało nade mną.

niedziela, 1 maja 2016

Słowo do Słowa - Mt 6 – cz. 1 – obłuda




Tekst główny: Mt 6, 1-18


Mt 6, 1 
Strzeżcie się, abyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli

Strzeżcie się! Fragment zasiewający wątpliwości i wzbudzający strach przy każdym Adwencie i Wielkim Poście. Odwieczne dylematy: Czy jak się podzielę z kimś tym, jakie mam postanowienia, jakie posty podejmuję, to już podpadam pod te słowa? Czy moje posty okażą się nic nieznaczące, bo jak tylko o nich komuś opowiem, to Bóg pokaże na mnie palcem i powie, że robię to tylko pod publiczkę?
Może lepiej w takim razie nic nikomu nie mówić?

Mt 6, 2 
Kiedy dajesz jałmużnę nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili

No właśnie. Lepiej nie opowiadać, bo jeszcze ktoś mnie pochwali i będę obłudnikiem. Czasem powstaje we mnie taka obawa, żeby mnie nikt nie pochwalił, żeby nikt nie zauważył czy i ile daję. Ale czy to źle, że będę chwalony? Czy to zniweczy owoc mojej jałmużny, że ktoś to zobaczy i doceni? Tak. Ale tylko wtedy, gdy moją intencją było zostać docenionym. Jeśli nawet nie „trąbiłem przed sobą”, ale moim celem było to, żeby ktoś mnie poklepał po plecach albo, żeby inni zobaczyli, co robię, to tak, owoce będą zniweczone. Bo nawet, jeśli Pan by chciał jakieś owoce dać, to ich nie zobaczę, bo tylko się skupiam na tym, czy zostałem zauważony. Natomiast, jeśli takiej intencji nie było, a mimo wszystko ktoś to dostrzeże, to nic tylko się cieszyć, że przy okazji jałmużny mogliśmy dać świadectwo.

Mt 6, 5 
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę.

Jak ja nie znoszę takich pokazówek na modlitwie. Machania rękami, tańczenia. Albo odpalanej na trzy-cztery modlitwy językami. No żeby chociaż Duch Święty dał tym ludziom bogatszy zasób słów. A nie trzy słowa powtarzane w różnej kolejności. Jak mnie to irytuje.
Chociaż zaraz. Czy to źle, że oni tak robią? Kim jestem, że znam ich intencje? Kim jestem, żeby wiedzieć. Jeśli robią to na pokaz, to biedni są, bo odbierają właśnie swoją nagrodę. Pan zna ich cele i zamiary. Pan im odda. Ja nie muszę. Ja tylko muszę powalczyć z rozproszeniami.

Mt 6, 16 
Kiedy pościcie nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą.

Nie pokazuj na zewnątrz, że walczysz w środku. Wręcz przeciwnie. Zadbaj o swoją stronę zewnętrzną, bo walka, którą toczysz w środku jest czymś chwalebnym. Jest też powodem do radości, tym bardziej, jeśli jest ciężka.
Natomiast jeśli Twój post jest tak ciężki, że ledwo żyjesz, to pomyśl o innej formie postu. Pan raczej nie chce, żebyś swojemu ciału wyrządził krzywdę.
Pobożne uczynki, tak samo jak dobre uczynki, mogą wynikać z naszej chęci czynienia ich dla Boga, albo z naszej chęci do pokazania wszystkim (albo niektórym) wokoło, że je czynimy. Sam uczynek jest wtedy drugo albo nawet trzeciorzędny.
Jeśli daję jałmużnę, to robię to, bo chcę wyjść do drugiego człowieka, w którym mieszka Bóg.
Jeśli się modlę, to robię to, bo chcę spotkać się i porozmawiać z Bogiem.
Jeśli poszczę, to robię to dla siebie (nawet, jeśli ofiaruję post za kogoś), bo chcę przez doświadczenie pragnienia czegoś doczesnego (od czego się powstrzymuję), odczuć pragnienie Boga. A przy okazji wzmacniać swoją wolę, by jeszcze bardziej móc oddać się Bogu.