niedziela, 26 sierpnia 2012

Nie tak jak powinno.


Ksiądz powinien być pobożny, ale jednocześnie nie być oderwany od rzeczywistości. Powinien mówić do wszystkich tak, by jak  najlepiej przekazywać Słowo Boże. Powinien być trochę charyzmatykiem, trochę egzegetą, autorytetem, liturgistą, PRZEWODNIKIEM.

Rodzice powinni być opiekuńczy, ale zostawiać wolność wyboru. Powinni ufać, ale jednocześnie trochę kontrolować, żeby móc pomóc jak będzie potrzeba, Powinni doradzić jak się ich o to poprosi.

Wspólnota powinna dawać miejsce wzrostu, odpoczynku, formacji, wyzwolenia, nawrócenia, odnowy, napomnienia, odnajdywania swojego miejsca,  wsparcia i motywacji w podejmowaniu działania.

Katolicy powinni być braćmi w wierze, którzy swoją postawą przemieniają świat i swoje otoczenie na lepsze, powinni promować wartości chrześcijańskie, bronić rodziny, wiary, życia, być pomocni dla ludzi, szanować innych, stawiać Boga zawsze na pierwszym miejscu.

Tak powinno być. Tak czytamy w różnych mądrych książkach. Tak został świat stworzony.
Ale co jeśli tak nie jest?
Głupie pytanie, bo przecież po prostu tak nie jest.

Ksiądz nie jest taki jak powinien. Za wyniosły, zbyt surowy, oderwany od rzeczywistości. Albo wręcz przeciwnie. Zachowuje się dziecinnie, zupełnie brak mu odniesienia do Boga w codzienności, jakby tylko przy ołtarzu sobie przypominał o wierze.

Rodzice są nie tacy jak powinni. Nie wspierają w podejmowaniu własnych decyzji tylko wciąż liczą, że się będzie robiło to czego oczekują. Ciągle tylko zmuszają do nauki. Albo wydają się w ogóle nie zainteresowani życiem dziecka.

Katolicy są nie tacy jak powinni. Bracia w wierze, a tematu wiary unikają jak wody święconej, chyba, że chcą ponarzekać na Kościół. Niby wierzący, ale ich wiara martwą się wydaje.

Wspólnota, Kościół, nie są takie jak być powinny. Przyjść, odpocząć – owszem. Ożywiać się, wzajemnie pobudzać do działania – lepiej nie.

Czy tak być musi, czy coś się da z tym zrobić?
Można się z tym pogodzić i w końcu zobojętnieć. Ale czy mamy się godzić na życie w świecie, który nie jest taki jak być powinien?
Można się frustrować, i wkurzać, że to wszystko jest źle. Ale czy mamy chodzić wiecznie sfrustrowani wszystkim(bo przecież i my sami nie jesteśmy tacy jak powinniśmy być)?
Można się modlić, żeby Pan Bóg ten chory świat przemienił. Można, i jest to słuszna droga. Ale sama modlitwa może nie wystarczyć.

Wj 2, 10-15
Gdy chłopiec podrósł, zaprowadziła go do córki faraona, i był dla niej jak syn. Dała mu imię Mojżesz mówiąc: «Bo wydobyłam go z wody».
W tym czasie Mojżesz dorósł, poszedł odwiedzić swych rodaków i zobaczył jak ciężko pracują. Ujrzał też Egipcjanina bijącego pewnego Hebrajczyka, jego rodaka. Rozejrzał się więc na wszystkie strony, a widząc, że nie ma nikogo, zabił Egipcjanina i ukrył go w piasku. Wyszedł znowu nazajutrz, a oto dwaj Hebrajczycy kłócili się ze sobą. I rzekł do winowajcy: «Czemu bijesz twego rodaka?» A ten mu odpowiedział: «Któż cię ustanowił naszym przełożonym i rozjemcą? Czy chcesz mię zabić, jak zabiłeś Egipcjanina?» Przeląkł się Mojżesz i pomyślał: «Z całą pewnością sprawa się ujawniła». Także faraon usłyszał o tej sprawie i usiłował stracić Mojżesza. Uciekł więc Mojżesz przed faraonem i udał się do kraju Madian, i zatrzymał się tam przy studni.

Wj 3, 1-2
Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził [pewnego razu] owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.

Wj 3, 10-14
Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu». A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?» A On powiedział: «Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze».
Mojżesz zaś rzekł Bogu: «Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?» Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: «JESTEM, KTÓRY JESTEM». I dodał: «Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was».

Wj 3, 10-11
I rzekł Mojżesz do Pana: «Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny, od wczoraj i przedwczoraj, a nawet od czasu, gdy przemawiasz do Twego sługi. Ociężały usta moje i język mój zesztywniał». Pan zaś odrzekł: «Kto dał człowiekowi usta? Kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo niewidomym, czyż nie Ja, Pan?

Mojżesz był człowiekiem wykształconym. Człowiekiem, który miał w sobie pragnienie by pomóc swojemu ludowi jakoś przetrwać niedolę. Pragnienie dobre, szlachetne więc za nim poszedł. Spotkało go jednak jakieś wielkie niepowodzenie. Musiał uciekać z miejsca gdzie się urodził. Od wszystkiego co mógł określić jako „swoje”. Pan daje mu trochę pożyć tym „innym”, „nie takim” życiem. Czemu  jego życie było „nie takie jak powinno”? Wyobraź sobie, że kończysz studia z wyróżnieniem na jakiejś prestiżowej uczelni, masz głowę pełną pomysłów jak tu zdobytą wiedzę i umiejętności wykorzystać, a jedyna praca, którą znajdujesz to 12h dziennie na zmywaku w jakiejś restauracji i to do tego gdzieś daleko w Anglii. No żyć nie umierać. Tak też musiał się czuć Mojżesz. Znalazł co prawda żonę, ale jest gdzieś daleko od swego ludu. Zamiast być przywódcą to pasie owce i to do tego nie swoje, tylko swojego teścia. Jest w obcym kraju, mieszka w nie swoim domu, i nie ma nic swojego, tylko zajmuje się cudzym dobytkiem. Jak najemnik, albo sługa.

Żadna praca nie hańbi, ale czy do tego był przygotowywany? Czy odpowiadało to jego pragnieniom?

I w takim momencie przychodzi do niego Bóg. Ten, którego zna jako Boga swoich przodków. Ale On nie chce być tylko Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba, ale też Bogiem Mojżesza i Bogiem każdego z Izraelitów. Ujawnia Mojżeszowi swoje imię, „Jestem”. Pokazuje mu, że jest w jego obecnej sytuacji. Nie zapomniał o nim, nie poszedł sobie gdzieś na chwilę, nie zasiedział się przy kawie i ciastku. Także w Twojej sytuacji życiowej ON JEST, cały czas. Jakkolwiek pokręcona i „nie taka jak powinna” Ci się wydaje. Dlatego modlitwa i oddanie Bogu tej sytuacji, rozmowa z nim o pogmatwanym życiu, popsutych relacjach, „zmarnowanym” czasie, jest rzeczą jak najbardziej słuszną i potrzebną.

Ale Bóg objawił się Mojżeszowi nie po to tylko, żeby sobie pogadać jak to jest dziwnie i ciężko.
On chce żeby także ten naród, który był spełnieniem Bożej obietnicy danej Abrahamowi, a teraz siedzi w niewoli egipskiej, o tym się dowiedział i tego doświadczył. Mojżesz jednocześnie zostaje więc posłany do tego ludu, który go wcześniej odrzucił i przez który musiał uciekać. Bóg nie mówi, że przemieni tych niewdzięczników w naród doceniający to co się dla nich robi, w ludzi posłusznych i wiernych. Jedyna obietnica jest taka, że naród ten odzyska wolność. Bóg patrzy głębiej i widzi więcej. Dostrzega największą biedę człowieka. Chce wyprostować to co jest najbardziej „nie tak”. Nie po to wybrał Abrahama, Izaaka i Jakuba, nie po to błogosławił Józefowi, żeby teraz ten naród tkwił pogrążony w niewoli.

Chyba każdy człowiek widzi osoby, rzeczy, które są „nie takie jak  powinny”. Ale czy to co dostrzegasz w swoim otoczeniu, w drugim człowieku jest na pewno jego największą biedą?
Taki przykład:
Kolejka po bilety na pociąg. Jedno otwarte okienko. Kolejka idzie strasznie powoli. Ludzie się denerwują i rzucają złośliwe, a czasem nawet chamskie komentarze. Pani w kasie uważa, zapewne, że Ci wszyscy ludzie są "nie tacy jak powinni", bo nie powinni się tak denerwować. Ludzie uważają, że pani w kasie jest "nie taka jak powinna", bo się za bardzo grzebie. I kto tu ma racje?

A może Bóg widzi coś głębiej, więcej i to chce naprawić. Może chce do tego użyć Ciebie, tak jak kiedyś Mojżesza? Widzisz w swojej rodzinie jakieś niedociągnięcia? A może TEN, KTÓRY JEST także w tej pokręconej sytuacji chce ją z Twoją pomocą naprawić i wyprostować? Widzisz, że Twoja mama jest zaborcza w stosunku do Ciebie? Że jej troska przekracza granice zdrowego rozsądku, że wywiera na Tobie presje i próbuje sterować? A może po prostu nic o Tobie nie wie? A jest kobietą i potrzebuje znać Twoje emocje, porozmawiać jak się czujesz, o czym marzysz. Może Twój ojciec jest tak wycofany z życia rodzinnego, że praktycznie nieobecny. Fizycznie jest, ale jakby go nie było. Może swoim zachowaniem tylko rani. Ale może sam czuje się odepchnięty i niepotrzebny. Może uważa, że nikt nie docenia tego co robi dla rodziny? Może mur między wami jest tak wielki, że on już wcale nie czuje się Ojcem i głową rodziny? Nie wie czym żyje rodzina i dlatego najczęściej jego decyzje są mocno nietrafione i tylko psują spokój. A może wystarczy wyjść mu na przeciw i sprawić by poczuł się potrzebnym, docenić to co robi, potem dać się poznać. Bo może to właśnie dzięki Tobie Bóg chce sytuacje w domu naprawić, a w dalszej perspektywie udoskonalić i uświęcić.

Może Ci księża, którzy jedyne co robią to budują miłą atmosferę wokół siebie i w niej spędzają czas z innymi, albo opowiadają sprośne dowcipy, piją, palą, a jedyne czego chcą od parafian to żeby dać im spokój i najlepiej jeszcze zrobić kilka rzeczy za nich, może po prostu ich zapał do pozyskiwania ludzi dla Boga prysnął zderzając się z monotonią życia. Może duszpasterstwo polegające na budowaniu fajnej atmosfery jest jedynym, które ich zdaniem przynosi jakieś skutki? Może takie słownictwo jest jedynym, które ich zdaniem przyciąga uwagę, bo posługuje się nim spora część współczesnych ludzi, może papierosy i alkohol jest tym co stało się ucieczką przed stresem i olbrzymią samotnością? A może wystarczy im dać takie poczucie, że się dla nich jest? Może wystarczy zrezygnować z postawy roszczeniowej i po prostu pobyć razem? Ofiarować im swój czas i swoje wsparcie w działaniach duszpasterskich? Może jak zobaczą, że są przyjmowani i akceptowani, a nie tylko potrzebni do poprowadzenia nabożeństw, adoracji i błogosławienia, to TEN, KTÓRY JEST w każdej ich sytuacji przez tą zdrową relację będzie uzdrawiał i pozostałe? Otworzy oczy, obudzi na nowo zapał i gorliwość?

Może Ci ludzie, którzy wokół Ciebie tak narzekają, że jest im ciężko, potrzebują nie Twojego narzekania, ale Twojej radości i optymizmu. Twojego życia, żeby ich ożywić. Narzekając razem z nimi, tylko zbudujesz atmosferę w której wszystkim jest ciężko i wszystkim jest źle. Zbudujesz przeświadczenie, że jest to stan normalny i będziecie się spotykać, żeby sobie wzajemnie ponarzekać.

Nie czekaj, aż przyjdzie do nich któryś z aniołów i nagle cudownie ich przemieni. Sam masz być Bożym wysłannikiem.

A jeśli swoją postawą sprawisz, że choć jednej osobie w ciągu dnia będzie lżej/przyjemniej/radośniej, to czyż nie warto?
Nie chodzi o to, żeby teraz udawać, że się nie ma problemów i że jest się radosnym, gdy się nie jest. Ale jeśli widzisz kogoś komu jest źle, to go pociesz, a nie licytuj się, że Tobie jest jeszcze gorzej. Jeśli widzisz kogoś kto płacze, to płacz z nim, bądź z nim w jego smutku, a nie dokładaj mu swojego.

Powiesz mi, że dawniej potrafiłeś być radosny, miałeś zapał, ale teraz to już nie bardzo? Mojżesz też tak mówił. „Mój język zesztywniał”. Dawniej był w dobrej formie, potrafił by przemawiać, ale teraz się wykręca. Nie wierzy, że Pan może mu wrócić łatwość wymowy. Więc Pan zawsze ma wyjście z sytuacji, daje mu Aarona. Ciężko Ci jest  z Twoimi problemami? Ale czy Pan nie jest od nich większy?  Jeśli prawdą jest, że Bóg jest wszechmocny, a jest, to znaczy, że ma moc Twoim życiem kierować wedle swojej woli. Znaczy, że może nad nim panować On, a nie Twoje problemy.

Jeśli prawdą jest, że Bóg zna Cię doskonale, a zna, i to nie tylko wie co cię boli, a co cieszy, On razem z Tobą współodczuwa. Zna Twoje myśli, troski, smutki i radości, wszystko co sprawia, że ożywasz, to czy warto się zapierać i wciąż samemu próbować nieść ten ciężar zwany codziennością?

Może więc oddać mu siebie?
Już widzę te skrzywione miny. Oddaj swoje życie Jezusowi by nim kierował. Jeden z wielu sloganów, które spłycają, a czasem wręcz uniemożliwiają wykonanie tego co głoszą. Bo czy jeśli nie oddam aktem rozumnym i w pełni wolnym i świadomym Bogu swojego życia to On nie będzie w nim działał? Czy jeśli nie oddam Bogu swojego życia to jakieś tornado nie urwie mi dachu z domu, nie trafi mnie piorun, albo coś w tym stylu? Bóg tak samo może ten dach mi urwać, niezależnie czy mu swoje życie oddam, czy też nie. I niezależnie od tego może mój dom uratować od wiatru. To co znaczy, że mu oddam swoje życie?
To znaczy, że wszystko co będę robił, będę robił dla Niego. Niezależnie czy będę jeździł samochodem, zmywał, sprzątał, gotował, malował, rzeźbił, grał, śpiewał, komponował, wymyślał opowieści, budował, remontował, odpoczywał, jadł, pisał, uczył się, czy jakiekolwiek inne czynności wykonywał. Zawsze będę o Nim pamiętał i robił to dla Niego. Czyli też zawsze będę miał na uwadze dobro drugiego człowieka. Właśnie wtedy kiedy będę robiąc cokolwiek się do tego przykładał i robił to najlepiej jak potrafię, to ludzie będą przez to mogli dostrzec w moim życiu Boga.
Pierwsi chrześcijanie po prostu żyli, a to ich codzienne życie przepełniała miłość do Boga, i do braci, w których przecież też mieszka Bóg. Żyli pełnią. A ludzie patrząc na nich się zachwycali i nawracali. Bo też chcieli tak żyć. Też chcieli by w ich życiu była taka miłość.

Chcesz tak żyć? Chcesz by ludzie patrząc na Twoje życie pytali się skąd Ty to masz? I żeby też szukali w tym samym źródle z którego czerpiesz? Żeby patrząc na Ciebie się nawracali?

Mojżeszowi Bóg dał życie w pełni. Dał mu iść drogą, którą dla niego przygotował i do której go przygotowywał od małego. Dał mu wykorzystywać talenty i predyspozycje. Uczynił go wielkim przywódcą. Chociaż nie zawsze było lekko.

Nasze życie często jest „nie takie jak być powinno”. Ale może zamiast narzekać jak to wszystko jest „nie takie jak powinno”, warto dostrzec drugiego człowieka i to co w jego życiu jest nie tak i spróbować pomóc mu to wyprostować?
Pan widzi Twoją biedę, ale może chce byś tak jak Mojżesz w tym popapranym życiu umiał służyć innym swoimi darami. Żebyś nauczył się być dla innych także gdy Ci po ludzku życie się nie układa, żeby później, gdy te dary rozwiniesz móc jeszcze bardziej służyć ludziom, a przez to Bogu, który w nich przecież mieszka.