Mt 6, 20-21
Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani
rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo
gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
Gdzie jest -
tam będzie.
Gdzie jest
mój skarb? O co najbardziej dbam w swoim życiu? Na czym najbardziej mi zależy?
Na co najchętniej poświęcam swój czas? Co boję się stracić?
A może kogo?
Jeśli moim
skarbem jest rozrywka, filmy, gry, muzyka, jeśli walczę o wolną chwilę, żeby ją
następnie poświęcić na gapienie się w monitor, to czemu potem się dziwię, że
nie wychodzi modlitwa, brakuje czasu, żeby się porządnie zająć obowiązkami,
posługami.
Czemu się
dziwię, że „jakoś nie mam do tego wszystkiego serca”?
Mt 6, 22-23
Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest
zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko
jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest
w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!
Światłem,
bądź światłem z góry, nazywa się łaskę poznania. Jest to jakaś mądrość,
zrozumienie czegoś, co pochodzi od Boga. Takim „przyrządem” poznawczym jest też
oko. Patrząc poznaję świat. Widzę, jaki on jest. W oparciu też o to poznanie
podejmuję działanie. Jak widzę, że pada, to zabieram parasol. Nie wchodzę na
pasy jak widzę pędzące ulicą samochody.
Jeśli patrzę
zdrowym okiem to widzę prawdę o sobie. Widzę gdzie jest mój skarb tu na ziemi.
Widzę też, że mógłby być w niebie. Zdrowe poznanie prowadzi do zdrowych
wniosków i działania.
Natomiast
jeśli moje oko jest chore to moje poznanie będzie nieprawdziwe. Będzie w jakiś
sposób zaburzone. Nie będę w stanie dostrzec prawdy o sobie. Nie będę widział,
że mój skarb jest na ziemi. Albo nie będę widział możliwości i potrzeby
posiadania skarbu w niebie.
Będę
zabiegał o to by mieć najnowsze gadżety, wypasiony komputer, najlepsze gry i
filmy. Nie dostrzegając nawet, że to zżera mi cały czas, który mógłbym
wykorzystać inaczej.
Może będę
się łudził tym, że muszę ten skarb na ziemi zdobywać, żeby móc później go
wykorzystać do zdobywania skarbu w niebie.
Na przykład będę
gonił za nowymi konferencjami, kazaniami, rekolekcjami. Biegał po warsztatach,
wykładach, sympozjach, bo przecież muszę się najpierw nachapać tej wiedzy, żeby
potem móc ją dawać innym (nie mylić z: pragnę dawać innym, dlatego poszerzam
swoją wiedzę). Najpierw muszę awansować i zarabiać kupę kasy, żeby móc te
pieniądze dobrze wykorzystać.
Może po
prostu uznam, że tak jest dobrze. Że ja chcę mieć jak najwięcej skarbów tu na
ziemi. A te w niebie są nieistotne.
Jeśli więc
poznaję tylko fragment prawdy, albo uznaję jakieś kłamstwo za prawdę, to moje
światło jest w rzeczywistości ciemnością. Jakże wielka jest to ciemność, skoro
będzie motywowała moje działania.
Mt 6, 25. 33
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie
się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym
się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej
niż odzienie? (…) Starajcie
się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam
dodane.
Są rzeczy
ważne, ważniejsze i najważniejsze. Najważniejsze jest Królestwo niebieskie,
dalej jest to co otrzymaliśmy od Boga i sami mamy na to ograniczony wpływ.
Nasze życie, które możemy próbować przedłużać unikając chorób, zdrowo się
żywiąc, ale ostatecznie nie możemy być pewni, że nasze zabiegi przyniosą efekt.
Nasze ciało, które otrzymaliśmy, które pielęgnujemy, rozwijamy, dbamy o nie,
ale też nie mamy pewności, że własnym wysiłkiem je utrzymamy w takim stanie
jakbyśmy chcieli. Na samym końcu jest to wszystko co mamy, czego używamy.
Pokarm, odzienie, narzędzia.
Życie jest
ważniejsze niż pokarm. A życie wieczne jest ważniejsze niż życie doczesne.
Ciało jest
ważniejsze niż odzienie. A dojście do zmartwychwstania ciała jest ważniejsze
niż ciało doczesne.
Nie
troszczcie się zbytnio. To nie to samo co: Nie troszczcie się wcale. Jezus
niektórych wzywa do zupełnej zmiany życia, rzucenia wszystkiego i wyjechania na
przykład na misje, albo do życia konsekrowanego. Ale nie wszystkich.
Natomiast
wszystkich wzywa do tego, żebyśmy odpowiednio ustawiali swoje priorytety. Jak
zatem mam je pozmieniać, skoro mój skarb jest na ziemi i opornie idzie mi
szukanie i zbieranie skarbu w niebie?
Z jednej
strony muszę ciągle badać swoje oko, czy aby na pewno nadal to co poznaję jest
prawdą, żebym wiedział co jest moim skarbem. Dalej żeby moje serce nie było za
mocno uwiązane tu na ziemi, to muszę oddawać swoje skarby ziemskie Bogu. Ja już
nie chcę, żeby to był mój skarb. To mogą być przedmioty codzienne, narzędzia,
ale już nie skarby. Jeśli On je przyjmie, to moje serce będzie mniej uwiązane
na ziemi. Wtedy mogę się wznieść ponad to co ziemskie i szukać Królestwa
Bożego.
Droga długa
i ciężka. Samemu niewykonalna. Ale Bóg jest tym, który zabiera serce z kamienia
ciążące ku ziemi a daje serce nowe, serce z ciała zdolne do działania, zdolne
do dawania.