środa, 30 maja 2012

Noe i potop, czyli o łudzącym się Bogu


W opowieści o Noem aż roi się od fragmentów, po których widać, że historia ta nie może być traktowana zbyt dosłownie. Bo np.:

- jakim cudem Noe zbudował własnoręcznie tak wielką arkę(150m x 25m x 15m)

- jak udało mu się zmieścić tam wszystkie zwierzęta?

- czym je żywił przez rok czasu?

- jak przez cały ten okres wytrzymywał w zamknięciu z rodziną? ;p

Św. Grzegorz z Nazjazmu, choć nie zawsze się z nim zgadzam, powiedział, że jeśli po przeczytaniu jakiegoś fragmentu nie widzimy w nim żadnego przesłania dla nas, to znaczy, że trzeba sięgnąć dalej niż warstwa dosłowna. Tak samo i ja spróbowałem tą opowieść biblijną potraktować jako pewne symbole, których znaczenie jest ciut inne niż to dosłowne.

W Piśmie Świętym fragment o Noem zajmuje 3 rozdziały, więc żeby nie przepisywać wszystkiego to zrobię lekkie streszczenie.

Bóg widzi, że na ziemi dzieje się źle, ale widzi też Noego, który jest sprawiedliwy. Więc postanawia, że ześle potop i wytraci wszystkich, którzy robią źle, a ocali Noego i jego rodzinę.
Przedstawił więc  Noemu swój plan i polecił, żeby ten zbudował arkę. Noe jak usłyszał tak też zrobił i arka jest gotowa. Pan popatrzył, spodobało mu się i powiedział Noemu jak to będzie wyglądało, że ma zabrać zwierzęta, po parze z gatunków nieczystych i po 7 par z gatunków czystych i jak spadnie deszcz, to ma wejść do Arki. Tak też się stało. Spadła woda z góry i z dołu(taka wizja świata), zalał cały świat, potem opadła i ukazała się pod nią ziemia. Noe wyszedł na zewnątrz, złożył ofiarę, wypuścił zwierzęta i zaczął sobie żyć z rodziną. Założył winnicę, a jak mu się zrobiło wino to się upił.

Tak w skrócie to wyglądało. Poprzestając na tej najpowszechniejszej interpretacji poprzestajemy na tym, że Bóg jest potężny i ma moc żeby spuścić na ziemię potop i zgładzić wszystkich ludzi, a ocalić tych co mu się podobają. Ale jak dla mnie to trochę mało jak na 3 rozdziały.

Patrząc krok po kroku dostrzega się trochę więcej.

Zaczniemy nie od samej arki, ale od tego dlaczego Bóg wymyślił w ogóle Potop. Odpowiedź nasuwa się taka, że aby zgładzić ludzi grzesznych, ale wydaje mi się wątpliwa. Z pomocą przychodzi Nowy Testament, gdzie św. Piotr napisał w liście, że Bóg przez potop ocalił osiem dusz. Idąc tym tropem powiedział bym, że Bóg zsyła potop po to, żeby odrodzić ludzkość. Żeby Jego stworzenie, które się spsuło i polazło nie tymi drogami mogło zostać odrodzone z jednego sprawiedliwego. Potop to nic innego jak druga szansa, dla ludzkości.

Chciałbyś, żeby Bóg przez Ciebie dał ludzkości drugą szansę? Żeby dzięki Tobie odrodził ludzi? Jeśli nie wszystkich, to chociaż tych, którzy żyją w Twoim otoczeniu?
Ja często wolał bym, żeby nie tyle Bóg tego dokonał przeze mnie, ale żeby to się jakoś tam samo dokonało. Bo podświadomie czuję, że to się będzie wiązało z robieniem czegoś niekoniecznie prostego.
I jest to dobra intuicja. Bo, żeby Bóg mógł odrodzić ludzkość, to najpierw musi być potop, a żeby było ocalenie z potopu to musi być arka, a żeby była arka, to ktoś musi ją zbudować. A żeby zbudować arkę to trzeba usłyszeć Boga, który o to prosi.
Nie dosłowną arkę, ale każdego z nas Bóg wzywa do budowania jakiejś arki.

No ok, ale co jeśli nie słyszę jak Bóg mnie wzywa?

Trzeba Go posłuchać, On dosyć sporo woła. To takie przykłady.

- „Miłujcie waszych nieprzyjaciół” Mt 5, 44 – Kochasz nieprzyjaciół? A kochasz chociaż rodzinę i tych, których masz w pracy, szkole, na codzień?

- „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” Mt 28, 19 – Jesteś gotowy żeby iść i głosić? Albo, żeby się chociaż nie chować i wygodnicko nie unikać dawania świadectwa dla „świętego spokoju”?

- „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” J 8, 11 – Masz po spowiedzi perspektywę, że odtąd już nie będziesz grzeszyć? Czy jest tylko „byle wytrzymać z tydzień albo dwa”?

Tego się nie da zrobić, nie umiem, nie mam wystarczających możliwości, jestem za słaby?

A czy wezwanie „zbuduj arkę”, które Bóg skierował do Noego było czymś prostym? Czy Noe był budowniczym okrętów, że w ogóle potrafił się do tego zabrać? Czy był właścicielem tartaku, albo był obrzydliwie bogaty, że miał wystarczająco materiałów na arkę?
Może masz w sobie taką myśl, że "to „coś” co słyszysz może być tym wezwaniem, ale to zbyt irracjonalne", ale czy budowanie wielkiego, 150 metrowego, trzypokładowego okrętu dla ośmiu osób i wszystkich gatunków zwierząt nie wydawało się irracjonalne?
Może myślisz, że to coś za dużego i na pewno nie dasz sobie rady. A czy Noe miał jakiekolwiek szanse na to, żeby mu się mogło udać?
Bóg nie wymaga od człowieka cudów, Bóg wymaga posłuszeństwa. Tego, żeby zacząć robić to co się słyszy, a On jest od cudów. Czyli od tego, żeby się udało.

Ok.  Zacznę. I co niby dalej?

Mogę się założyć, że tak jak zwierząt gromadzić Noe nie musiał sam, tak i w budowaniu arki miał sporo pomocy „z góry”. Jeśli zaczniesz budować swoją arkę, to nie przerażaj się, że Ci się nie uda. Bogu zależy na tym, żeby ocalić ludzi. Zależy mu do tego stopnia, że sam Ci ich będzie przysyłał. Pan Ci pokaże tych, którym możesz pomóc i sam to ziarno, które zasiejesz będzie rozwijał i dawał owoce. Pan będzie budował z Tobą, ale nie za Ciebie.

Ale już próbowałem, ale to nie wychodziło.

Noe był w arce przez 150 dni, jak wody się podnosiły. Nie było widać ani skrawka suchej ziemi. Ani cienia perspektyw na ocalenie. Też mógł myśleć, że mu coś nie poszło, bo za długo to trwa. Jedyna nadzieja to taka, że dzieje się tak jak zapowiedział Bóg. Noe był w sytuacji z której nie było wyjścia. Nie miał żadnej bezpiecznej furteczki, żeby się wycofać jak coś pójdzie nie tak. Bo gdyby miał to pewnie by skorzystał.
Jest w tej historii taka scena jak już wszyscy weszli na arkę, to Pan zamyka wejście. To nie Noe po wejściu zamyka je za sobą. Może mieć to kilka interpretacji. Mi przychodzą do głowy takie:

- Noe chciał mieć otwarte wejście, żeby móc w razie czego uciec, ale Pan zamyka wejście, żeby mu dobitnie pokazać, że ta droga to nie jest takie coś na spróbowanie, na chwilę.  

- Noe zbudował arkę, ale niestety coś się spsuło. Nie wszystko zrobił idealnie, albo nawet o czymś zapomniał. Tak bywa. Ale Bóg nie pozwolił, żeby przez jakąś taką pomyłkę całe dzieło miało się rozlecieć.

- Bóg chce podkreślić, że to On teraz działa, że teraz wszystko zależy od Niego, to On zamyka wejście, zsyła deszcz, usuwa wody i pozwala arce bezpiecznie osiąść

Ale skąd mam wiedzieć, czy to co robię idzie w dobrą stronę?

Tutaj potrzeba wielkiego zaufania. Po 40 dniach wody potopu przykryły całą ziemię. Nad wodę nie wystawało nic. Jak okiem sięgnąć woda. To że się nadal podnosiła nic nie zmieniało, bo i tak jeśli wszędzie dookoła jest tylko woda to nie idzie tego sprawdzić, tak na oko. To że już opada też nie jest dostrzegalne dopóki nie ukaże się ląd. Dlatego właśnie Noe wypuszcza ptaki, żeby w końcu przyniosły mu tą radosną nowinę, że to wszystko miało jakiś sens. Niecierpliwi się, czeka na jakiś znak, którego nie ma, ale mimo wszystko trwa. W końcu jak już wszystko dobiega do finału i Noe wychodzi z arki to buduje ołtarz i składa dziękczynienie Bogu. Nie bierze dla siebie zasług. Wie doskonale dzięki komu się to wszystko dokonało.

Po potopie Noe nie spoczywa na laurach. Dokonał wielkiego dzieła. Mógłby powiedzieć, że go to wycieńczyło, i że teraz Jego rodzina będzie go utrzymywać, ale On się bierze za kolejną rzecz o której nie ma pojęcia. Tym razem już nawet bez Bożego słowa. Sadzi pierwszą na świecie winnicę. Po tym jak już urosła i wydała owoc Noe robi z niego wino i się upija. Można by powiedzieć, że robi głupotę i ciężko w tym się doszukiwać jakiegoś wzniosłego znaczenia. Ale jak spojrzymy w Dzieje Apostolskie to zobaczymy co powiedzieli o Apostołach po zesłaniu Ducha Świętego. Upili się młodym winem. Tak samo Noe. Miał młode wino i nim się upił, rozebrał i zasnął. Jeśli młode wino oznacza Ducha Świętego, to oznacza, że się rozebrał i zasnął? Rozebrał się, czyli był jak ludzie w Edenie, był nagi, czyli taki jak go Pan Bóg stworzył i się nie okrywał, czyli akceptował prawdę o sobie. Duch Święty pokazał mu Prawdę, a on ją przyjął. I zasnął, czyli napełnił go pokój. Prawda przyniosła mu pokój i mógł zasnąć.
To znaczy, że jak wykonam dzieło do którego wzywa mnie Pan, to nie jest to koniec mojego całego działania. Bóg będzie pokazywał mi kolejne rzeczy. I tylko pełniąc nadal Jego wolę będę poznawał samego siebie. I to wszystko przyniesie mi pokój.

A o co chodzi z tym łudzącym się Bogiem?

Po tym jak Noe wychodzi z arki i składa ofiarę Bóg mówi, że usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Pan zesłał potop, żeby pozbyć się nieprawości ze świata, a tymczasem okazuje się, że już od młodości jest ona zakorzeniona w nas. Czyli tak jakby Bogu się nie udało.
Ale czy Bogu może się nie udać? Czy wszechwiedzący i wszechpotężny Bóg może się pomylić? Raczej nie. Za to Bóg może do tego stopnia nam ufać i wierzyć, że damy radę Jego wolę pełnić, że graniczy to wręcz z łudzeniem się nadzieją. Nadzieją, że będziemy potrafili kochać, że będziemy głosili, że nie będziemy grzeszyli i się od niego odwracali. Bóg wie, że jesteśmy słabi, ale nie patrzy na nas myśląc: „i tak mu się nie uda”. Tylko dopinguje: „dasz radę, jeszcze tylko trochę i Ci się uda”. 

Znasz takiego Boga?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz